środa, 20 czerwca 2012

Frittata i życiowe zmiany - podano do stołu :)

      

     Zmiany, zmiany, zmiany... wind of change...

Słyszę czasem od ludzi, że ludzie się nie zmieniają. Ale to może tamci właśnie ludzie tak mówią, bo sami się nie zmienili? Dziwna to sprawa, ponieważ moim zdaniem ludzie zmieniają siebie, czasem nawet swoją osobowością zmieniają otoczenie... innych ludzi.
Zmieniamy zdanie, poglądy, bośmy nie krowy... choć niektórzy liczbą żołądków są przynajmniej zbliżeni ;p
Zmieniamy fryzury.
Zmieniamy style ubierania się.
Zmieniamy otoczenie, meble.
Zmieniamy też siebie. Czasem świadomie - pracując nad sobą, czasem nieświadomie - ulegając komuś / czemuś.

Pisałam kiedyś o zmianie smaków. Fascynuje mnie to, że kiedyś nie tolerowałam rukoli. Byłam w stanie z przygotowanej już mieszanki sałat, polanej pyszną oliwą... wydłubywać misternie każdy listek tego śmierdzącego kocim moczem ziela (takie było wtedy moje smakowe podejście). Teraz? Rukolę dokładam gdzie się da! Czekam w marketach na dobre ceny, plądruję grządkę Mamy Bardzo Mądrego Mężczyzny - jednym słowem - KOCHAM!

Mogłabym opisać jeszcze kilka innych zmian, na różnych płaszczyznach, jednak pośród tych wersów, pośród zapachów lata, tutaj i po poniedziałkowym obiedzie, liczy się tylko jedna zmiana. ZMIANA PODEJŚCIA DO GOTOWANIA :)
Nigdy nie mogłam podpisać się pod stwierdzeniem "nie lubię gotować". Ja po prostu tego nigdy nie robiłam! To znaczy nigdy do pewnego czasu. Nie musiałam gotować. Nie miałam czasu. Ani nawet zapału.
I tutaj zaczynamy dotykać, albo zaledwie muskać sedna sprawy. Coś się zmieniło :)
Ostatnio lubię to robić... lubię szukać przepisów, inspiracji.. lubię mieszać ;D (ale tylko w garnku, nigdy w Życiu!) i lubię jeść!
Mając na uwadze dzisiejszy upał nie powinnam wspominać o cieple ani o gorącu... ale.... robi się coraz cieplej, ciepło...ciepło... zbliża się SEDNO! Sedno, którym jest przepis na frittatę ze szpinakiem!

Obiecałam, wypróbowałam, zjadłam - opisuję :)
Będziecie potrzebowali:
* szpinaku (po uprzednim oberwaniu twardych ogonków, sparzeniu i porządnym odsączeniu wody wyszło mi tego około sześciu garści - garście mam małe ;p ale wydaje mi się, że w tym przypadku proporcje składników są kwestią gustu i smaku!)
* jajek (użyłam pięciu jajek rozmiaru M ;D i jednego białka, które zostało mi z pieczonej drożdżówki...)
* czosnku (dodałam 3 średnie ząbki - ale tutaj znowu kwestia gustu i zapotrzebowania na antybiotyk lub ochronę przeciw wampirom...)
* cebuli (wkroiłam pół, ponieważ leżała samotnie - można, ale nie trzeba)
* pomidorów (w moim przypadku było to jeden świeży pomidor i pół garści suszonych - kwestia upodobań pomidorowych)
* sól, pieprz i co tylko lubicie spośród przypraw!

A teraz po kolei - jak wyczarowałam kolorowy omlet?
Oberwałam ogonki ze szpinaku (podobno nie jest to koniecznie, jednak ja jako laik wolałam kierować się radą starszych), sparzyłam, z żalem patrzyłam jak ogromna kupa szpinaku kurczy się... niczym kostka lody na słońcu... Następnie odcisnęłam dokładnie wodę i pokroiłam szpinak. Dość dowolnie. Myślę, że drobniejszy jest wygodniejszy w spożyciu :)
Wrzuciłam do miski.
Pokroiłam cebulę.
Wrzuciłam do miski (tej samej, do której uprzednio wrzuciłam szpinak).
Obrałam i wycisnęłam czosnek.
Wrzuciłam do miski (wciąż ta sama miska).
Sparzyłam pomidor. Obrałam ze skórki, pokroiłam w kostki. Wielkość kostek dowolna.
Wrzuciłam do miski (taaak... nasza główna bohaterka).
Suszone pomidory pokroiłam w paseczki.
I? Dokładnie... Jej Wysokość Miska!

W tym momencie na scenie pojawia się kolejna aktorka! Bynajmniej nie drugoplanowa - Miska numer dwa :)
W niej właśnie lądują wszystkie jaja! Roztrzepałam je z ogromną przyjemnością, dodałam troszkę soli i pieprzu.

Następnie połączyłam składniki z Miski numer Jeden ze składnikami z Miski numer Dwa. W dowolnej misce, ale trzeciej bym nie brudziła... ;p
Tak wymieszane składniki wylałam na lekko podgrzaną oliwę. I w napięciu czekałam... czekałam... około 10-12 minut, ponieważ spód powinien się ściąć :) i lekko przyrumienić.
I teraz UWAGA! Następuje punkt kulminacyjny!
Odwrócenie omletu na drugą stronę :) Mnie pomogła Mama (miałam dużo patelnię ;p). Trzymała bowiem pokrywkę od patelni, na której smażyłam swoje dzieło. Ja w tym czasie powoli, wstrzymując oddech zsuwałam rumianą stroną na tę właśnie pokrywkę. Następnie przyłożyłam do pokrywki patelnię (do góry dnem). Potem liczył się tylko refleks... ;D Patelnia ląduje znowu na palniku. Rumiany spód stał się teraz zachęcającą górą, a nie ścięta jeszcze breja przechodziła przemianę niczym kaczątko w łabędzia :)

Wyszło pysznie! Najadły się cztery osoby! Trzy Kobiety i jeden Mężczyzna. Kawałki frittaty przyozdobiłam szczypiorkiem i bazylią :) do tego podałam miskę (kolejną!) sałaty :)


ZIELONO MI...




Polecam, życzę smacznego dania i....




smacznych zmian!




55 komentarzy:

  1. Brzmi zachęcająco!
    A zmiany? Doktor House twierdzi, że ludzie się nie zmieniają. I myślę, że ma dużo racji. Zmiana fryzury, garderoby czy koloru ścian, to w sumie żadna zmiana, jeśli o samego człowieka chodzi. Ale jakoś się tam jednak rozwijamy - choćby kulinarnie. To zawsze coś :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) zmiany fryzury czy innych zewnętrznych części naszego życia to nie te zmiany, które miałam na myśli :) to rzeczywiście bardziej płytkie aspekty, jednak ludzie mogą się zmienić jeśli tylko chcą :) z nałogowego palacza w osobę dbającą o zdrowie, z nerwusa w oazę spokoju :) to jest możliwe! A rozwój to już kolejna możliwość zmiany... ;)

      Usuń
    2. No nie wiem, nie wiem... Może to zależy od tego, jak silnie zakorzeniony mamy ten 'rdzeń', o którym mowa poniżej. I co go ukształtowało. Żeby trzymać się przykładów, które już padły: czy taka Lisbeth Salander mogłaby się nagle zmienić w grzeczną dziewczynkę, ufną i pozytywnie nastawioną do świata? Coś mi się nie wydaje...

      Usuń
    3. Może tak bardzo by się nie zmieniła, ale z wiekiem zdecydowanie się łagodnieje;)

      Usuń
    4. A jedzonko, mniaaaaaam:))) Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Czyli mam obiad na jutro :) Dziękuję :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smacznego :) jeśli rzeczywiście się skusisz daj znać jak wyszło i czy smakowało ;)

      Usuń
  3. też jestem zdania, że "rdzeń" osobowości pozostaje bez zmian. oczywiście - możemy rozwijać pewne cechy bardziej, inne mniej. jednak takie postawy jak introwertyk/ekstrawertyk, pesymista/optymista, pragmatysta/romantyk są zakodowane i pozostają w głębi nas - oczywiście to moja opinia.
    bardzo mi się podoba sposób, w jaki Capote opisuje Holly - że należy do osób które bardzo wcześnie ukształtowały swoją osobowość, wskutek dramatycznych przeżyć. swoją drogą, w zbliżony sposób Larsson charakteryzuje Lisbeth:)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja nie pamiętam tego opisu Holly :)
      Nie sądzisz, że Twoja opinia dotycząca zmian człowieka wynika z Twojego "rdzenia" pesymistycznego właśnie? :)

      Usuń
    2. widzę, że termin "rdzeń osobowości" zrobił furrorę;D
      jasne, że moja opinia wynika z mojego doświadczenia - w końcu mam tylko je;) ale też mam w pamięci wywiad z mistrzem K.Kieślowskim, który na pytanie czy po otrzymaniu tylu nagród patrzy "jaśniej na świat" odpowiedział, że nie- był, jest i będzie pesymistą a nagrody nie mają z tym związku.
      ja czytam w ramach "tradycji" zawsze wraz z nadejściem lata "Śniadanie u...", więc cytuję mimowolnie i właśnie zdałam sobie sprawę, że czas zacząć lekturę, w końcu od wczoraj mamy lato (choć u mnie pogoda listopadowa;/

      pozdrawiam!

      Usuń
    3. Ooooo :) w takim razie mamy bardzo podobną tradycję :) nawet kiedyś o tym pisałam. Ja w Boże Narodzenie zaczynam czytać pierwszą część Harrego Pottera :)
      A to, że nagrody nie mają wpływu na pesymizm czy optymizm jest logiczne :) nawet nie przyszło mi do głowy, że takim torem myśleć...

      Usuń
    4. a w okolicach listopada wracam do "Zbrodni i kary"...pisząc o K.K miałam na myśli szerszy kontekst - w końcu był cenioną osobą, uznawany za "moralny autorytet" jednak nieustannie- pomimo udanego życia prywatnego i artystycznego - tkwiła w nim jakaś "drzazga", pęknięcie. i chociaż "obiektywnie" wiódł udane życie , nie uznawał się za szczęśliwego. Często powtarzał słowo "pułapka" - za duży budżet filmu-"Pułapka", za duże mieszkanie -"pułapka". metoda "pośrodku"-by nie nie mieć ZBYT wiele ale jednocześnie - jednak coś ("nie chodzi o to, żeby nie mieć nic ale żeby nie było tego za wiele")
      przepraszam za rozległość. K.K i jego twórczość to "moja działka":)

      pozdrawiam

      Usuń
  4. W czasie ostatnich wakacji przeczytałam bardzo mądrą książkę, której główną tezą była właśnie niezmienność ludzkiej natury. Możemy nabrać pewnych umiejętności, a nawet przy dużym wysiłku zamaskować swoje typowe reakcje, ale w głębi duszy zawsze będziemy tacy, jacy staliśmy się w okresie nastoletnim. Bardzo to do mnie przemówiło i od tamtej pory mam chyba więcej zrozumienia dla innych - strasznie górnolotnie to zabrzmiało ;) to na koniec na wesoło: naprawdę nie lubię gotować i w dodatku nie jem szpinaku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W komentarzach do tego mojego tekstu o zmianach zostało to nazwane "rdzeniem" :) może jakiś tam głęboki rdzeń się nie zmienia... choć nie wiem... wydaje mi się, że można się zmienić nie maskując, bo to już jest hipokryzja... a chcę wierzyć, że są ludzie na świecie, którzy hipokrytami nie są... :)

      Usuń
  5. "Rdzeń" też idzie zmienić :) znam taki przypadek, ale mimo wszystko stary "rdzeń" też się czasem odzywa.

    Kocham szpinak :) i rukolę, najlepiej z octem balsamicznym :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo apetyczna! mnie też takie zmiany się zdarzają-jest multum rzeczy, których kiedyś nie lubiłam, a teraz się nimi zajadam, z drugiej strony niektórzy faworyci się już mocno przejedli

    Blog o życiu & podróżach
    Blog o gotowaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to też jest fascynujące :) nowe smaki i przejedzeni faworyci :)

      Usuń
  7. Za gotowaniem nie przepadam. Robie to calkiem dobrze, wiec zawsze jak juz cos upichce to jestem "Najlepsza zona na swiecie". Pewnie gdybym gotowala codziennie to nie byloby takiego zachwytu :)
    Ze zmian to wlasnie zmienilam fryzure- chociaz nie wiem czy to sie liczy bo wrocilam do mojeje starej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow... to musi być cudowne być Najlepszą Żoną na Świecie :) gratuluję Ci tego tytułu :)

      Usuń
  8. Mniam! Już wiem co dziś zrobię na obiad! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi - miałam kiedyś takiego kierownika, który powtarzał, że jedyna stała (pewna) rzecz to zmiana. Oczywiście nie zgadzałam się z kontekstem jego wypowiedzi, bo miał na myśli bardzo złe zmiany. Myśląc jednak o sobie i życiu - to jak najbardziej Zmieniaj się - idź do przodu, ucz nowych rzeczy. Nie ma nic wspanialszego od bycia ciekawym świata i zaspokajania tej ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  10. No to gratuluję debiutu! Tak udanego 8) To fajne uczucie, co nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) wiesz... to nie było moje pierwsze ugotowane danie :P ale uczucie jest miłe zawsze kiedy zjadaczom smakuje moje dzieło ;D

      Usuń
  11. Czasem zmiany są bardzo pozytywne. Wiesz, ja też w pewnym momencie zostałam przymuszona do gotowania i bardzo mi się spodobało :)
    Fittaty nigdy nie jadłam (kojarzy mi się z Harisonem Fordem z "Morning glory"), ale Twój przepis brzmi niezwykle smacznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zmuszona do gotowania wciąż nie jestem, ale mam ostatnio ogromny pociąg do tworzenia!!! ;D A frittata jest pyszna :) jeśli lubisz szpinak - koniecznie spróbuj :) można podobno innymi warzywami się tam raczyć :)

      Usuń
  12. Każda zmiana to zmiana na lepsze, ale taka zmiana to już szczyt dobrego smaku :D
    Cieszy mnie to, co się u Ciebie dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba trzeba żyć w próżni, żeby być odpornym na zmiany;) Nie wierzę temu kto tak twierdzi, sama jestem dość oporna, a jednak nie sposób trwać (i stać zresztą też;)) w miejscu, każda zmiana to krok do przodu i tej wersji się trzymam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Eh te zmiany. Ja niebawem zmieniam kolor włosów, ale nie jakoś burzliwie.

    Ludzie się zawsze zmieniają, szkoda że niektóre te zmiany są bardzo negatywnie zaskakujące.

    OdpowiedzUsuń
  15. odnośnie Twojego wpisu u mnie... No jest coś w tym co piszesz, ale z drugiej strony będąc w związku nie rezygnowałam z siebie, z moich pasji. I spełniam się w tym nadal, tylko tego CZEGOŚ brak.

    OdpowiedzUsuń
  16. O kurcze Mi:):):)A ja nie cierpię szpinaku..:):)Poczekam na kogoś kto mi go poda tak że go pokocham:):):)
    Zmiany są potrzebne. czasem nie radykalne tylko malutkie, ale wystarczą by ubarwić nasze zycie...:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz.. małe zmiany dla Ciebie mogą być ogromną zmianą dla Twojego otoczenia i odwrotnie, ogromna zmiana Twojego Ja, może być ledwo zauważalna przez innych :)
      A boski szpinak (oczywiście oprócz mojego hahahaah ;p) jadam w takiej sieciówce z jedzeniem na wagę Deka Smak :) polecam spróbować jeśli będziesz miał okazję!

      Usuń
  17. Przy punkcie kulminacyjnym wstrzymałam oddech :)) A z tymi zmianami to wg mnie jest tak że czasem żyjemy w takim biegu że nawet ich nie zauważamy...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak być... że dopiero kiedy znajdujemy chwilę - uświadamiamy sobie, że się zmieniliśmy, lub że ktoś bliski się zmienił :) Mam nadzieję, że od tego wstrzymanego oddechu niedotlenienia nie masz! :)

      Usuń
  18. Przez tych kilka chwil, kiedy czytałam Twój post i komentarze do niego, przeszła mi przez myśl cała niemal "filozofia zmiany ". Napiszę może tylko, że ja się w życiu zmieniłam bardzo przynajmniej dwa razy, ale to jednak nie były zmiany wspominanego tu "rdzenia osobowości".
    Gotowanie z pewnością nie jest moim ulubionym zajęciem, ale teraz chętniej niż dawniej szukam nowych przepisów i smaków. Twój sposób pisania (nie tylko o jedzeniu) może skusić nawet na szpinak; bardzo mi się spodobał ten post. :):):):):)
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurcze :) ale się cieszę, że to napisałaś, zastanawiałam się jak się czyta takie przepisy... czy nie są zbyt rozwlekłe... i czy w ogóle z tego można coś ugotować :) dziękuję Ci, że napisałaś co myślisz!
      Wiesz... rdzeń rdzeniem... jednak z czymś się rodzimy, a reszta zależy od nas :) Jeśli będziesz miała czas i ochotę - opisuj filozofię zmiany!

      Pozdrawiam Cię słonecznie tego szarego dnia ;)

      Usuń
  19. Słyszałam, że ta frittata ze szpinakiem jest pycha! I nie wątpię. Nie potrafię tylko przekonać do niej swojego mężczyzny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie może nie namawiaj Swojego Mężczyzny na frittatę, tylko... urządź babski wieczór? :) Do frittaty polecam dobre winko i rozmowy... rozmowy... i rozmowy :)

      Usuń
  20. Pod tym co dotyczy rukoli - podpisuję się pełną gębą. Miałam IDENTYCZNIE! Ten zapach... do dziś nie umiałam go określić a Ty zrobiłaś to w try-mi-ga! Idealnie wręcz, choć porównanie zupełnie nie jest apetyczne ;). Pierwszy raz rukola mnie zbrzydziła a teraz? Zjem żywcem ile wlezie.

    Przepis na fritattę - do wypróbowania. :))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) podobno mam talent do opisywania różnych rzeczy, sytuacji, smaków :) polecam się na przyszłość :) i jeśli wypróbujesz przepis - daj proszę znać :)

      Usuń
  21. a wiesz, że pare dni temu wzięło mnie na rozmyślania jak to ludzie się zmieniają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak? Pozytywne te rozmyślania nad ludzkimi zmianami czy raczej nie? :)

      Usuń
  22. w tym roku wszystko się u mnie zmieniło. Śmiałam się(żeby się chyba podnieść na duchu), że wszystko oprócz numeru telefonu;) dobrze, że pasje zostały..i dążenie do ich realizacji.
    Co do rukoli, mam podobnie, kiedyś nie lubiłam, teraz uwielbiam. Lubię bardzo pizzę z pieczarkami i rukolą (pieczona też jest pyszna!). Świadomie czekam aż polubię surowe pomidory. Nie mogę się tego dnia doczekać;)
    uściski!
    J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, muszę przyznać, że ten rok również u mnie zaczyna się kreować na całkiem przełomowy... :) cieszę się, że możesz się realizować :) Jeśli chodzi o pizzę, to we Włoszech jadłam pierwszy raz ze świeżą właśnie rukolą! Nie podpiekaną z pozostałymi składnikami :) wyborna! Również Ci polecam! A pomidorów świeżych nie znoszę... nawet ich zapach mnie odrzuca... w tym przepisie poświęcam się dla ogółu ;p

      Usuń
  23. ilość jajek przerażająca, ale skoro mówisz, że cztery osoby się najadły, to zmienia postać rzeczy. ;) chociaż ja również należę do tych, co uważają, że ludzie się nie zmieniają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najadły się cztery osoby! :) poza tym przecież można podać taką frittatę z sałatą, tak jak ja :) polecam!

      Usuń
  24. Mmm :) Cudowny przepis. Na pewno kiedyś wypróbuję. Już boję się przewracania na drugą stronę :) Tylko czy mój chłop się naje jajkami ze szpinakiem to ja nie wiem. Jakieś mięcho musiałby chyba mieć :) Co Ci faceci mają z tym mięchem... A ludzie rzeczywiście się zmieniają. Dobrze jeśli na dobre. Gorzej jeśli bezmyślnie ulegamy presji otoczenia i zmieniamy się w kogoś kim w ogóle nie jesteśmy, ale kim wypada być albo kim lepiej być. Najtrudniej chyba być sobą. Ale w życiu przecież nie chodzi o to żeby było łatwo prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tym ułatwianiem sobie życia ;) dlatego polecam ostatni obecnie komentarz u mnie, ponieważ dostałam radę jak łatwiej dopiec frittatę :) w piekarniku! Jeśli chodzi o mięso... to moim zdaniem można to zrobić tak: kotlecik jakiś a do tego, zamiast ziemniaków lub innych takich troszkę frittaty? Może do samej frittaty można dodać jakieś mięsko? Nie widziałam tego jeszcze, ale mięsnego tematu nie zgłębiałam, ponieważ Bardzo Mądry Mężczyzna potrafi żyć bez :) nie cały czas, ale jednak :)

      Usuń
  25. A ja przypominam o rozdawaniu szczęścia do jutra u mnie na blogu!

    OdpowiedzUsuń
  26. Przepis na fritatę brzmi pięknie, sama robiłam z trochę innych składników (pomidory, papryka, cebula, jajka). Najpiękniejsze we fritacie jest to, że można ją dowolnie komponować i zawsze wychodzi rewelacyjnie, można ją też jeść na ciepło lub na zimno, jak kto woli. Natomiast jedna uwaga. Fritaty nie dosmaża się jak omletu na drugiej stronie. Wierzch podpieka się w piekarniku z ustawionym górnym grzaniem, dosłownie kilka minut, żeby ścięło się to co na górze. Prościej i bezpieczniej. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale świetna informacja z tym piekarnikiem :) dziękuję Ci! Wiesz.. kierowałam się przepisem, bo robiłam to pierwszy raz :) ale rzeczywiście piekarnik brzmi o niebo łatwiej :) Dziękuję Ci za podpowiedź! Jeśli lubisz dobre czekoladowe ciasta, to zapraszam Cię do mnie w niedalekiej przyszłości, ponieważ wypróbowałam pewien przepis i wyszedł niebiańsko!!! Bosko :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  27. Oooo, zajrzę na pewno, mniam ;)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  28. Ten przepis to muszę koniecznie wypróbować bo uwielbiam omlety i szpinak więc połączenie idealne. Mam pomysł: zrób jeszcze raz tą fritattę i daj jej zdjęcie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) polecam serdecznie tę formę frittaty :) ja specjalnie nie zamieszczam swoich zdjęć... bo niestety nie mam talentu...i moje zdjęcia mogłyby zniechęcić ;p ale zamierzam się troszkę rozwinąć w tym kierunku :) także kto wie... może wykorzystam Twój pomysł! Dziękuję!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...