Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Opowiastka z inspiracją w tle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Opowiastka z inspiracją w tle. Pokaż wszystkie posty

środa, 4 grudnia 2013

Tropem Świętego Mikołaja




           Dopadłam dziś Mikołaja. Tak, dobrze widzicie. Tak, Świętego, bo jakiego innego? Nie czytajcie ponownie. Nie, nie literuj... spokojnie :) dopadłam, ale nie uwięziłam, nie przetrzymuję w piwnicy do kaloryfera przywiązanego. W tej chwili pewnie spokojnie grasuje sobie po fabrykach cudeniek, dokarmia renifery, stawia do pionu co bardziej niefrasobliwe elfy, a jutro już tylko przeczesywanie i układanie brody mu pozostanie. Chwila napięcia... wejdę w czerwone wdzianko, czy nie wejdę?
Przecież rok minął, kubraczek mógł się w praniu skurczyć... no bo przecież ja... nie, zdecydowanie nie. Na pewno wejdę.

I tutaj znowu muszę Was uspokoić. Na pewno wejdzie. Klamra na pasku zalśni. Guziki niebezpiecznie zatrzeszczą, ale ogólny look, będzie jak najbardziej mikołajowy :) jedyny w swoim rodzaju.

Udało mi się w ostatniej chwili. Bo tak to już jest, kiedy jest się czegoś pewną... a ja byłam pewna. Pewna siebie, pewna swego... pewna, że mój biurowy Mikołajek ma już prezent w kieszeni. Że przecież wiem gdzie, wiem jak, wiem za ile... Ot, pstryk, oczko do Mikołaja, i ten już wie co i jak :)
I cóż? Mikołaj nie dowidział tym razem mojego mrugania, znaczącego uśmieszku {takiego spod znaku "dla mnie to co zwykle"}. Nie dowidział, nie dosłyszał, nie zrozumiał!
Elf jeden go wie! W każdym bądź razie z przytulnej pewności swojej nagle znalazłam się na jakimś wygwizdowie panicznej trwogi! Zostałam na lodzie bez prezentu dla biurowego Mikołajka!!!

Akcja miała być krótka i efektowna.
- Mikołaju, to co zawsze, poproszę.
- Już się robi, moja pani... 

Pakuję, odchodzę, przekazuję.

Niestety. Zmuszona byłam gonić. Szukać. Wonią whisky się kierować... to nie wiedzieliście? Mikołaj uwielbia... a niektórzy go mlekiem i ciasteczkami.... ehh.. no, ale skąd mogliście wiedzieć? :) nie grymasił do tej pory, zjadał, wypijał, to i nie Wasza wina :) teraz już wiecie, więc się stosujcie!





Na szczęście, jak już nadmieniłam, dopadłam go i mam :) prezent do przekazania. Spokój święty. I pozdrowienia od Świętego :)


Życzę Wam
trafionych prezentów
uśmiechu obdarowanych
puchu białego


Uważajcie na huragan! :)



Pomocnica Świętego Mikołaja

Mała Mi

czwartek, 7 czerwca 2012

Na razie bez tytułu + obiecany przepis na Zielony Obiad


         

          Tego pięknego, wolnego dnia - dnia relaksu, odpoczynku, z wielką przyjemnością przedstawiam Wam kolejną część mojej Opowiastki :) (poprzednie fragmenty możecie odnaleźć w zakładce "Opowiastka z inspiracją w tle") oraz obiecany przepis na Zielony Obiad



Trafiła bez problemu. Nawet manipulowanie przy kluczach i zamkach okazało się banalnie proste w porównaniu ze zniesieniem tego, co zobaczyła za drzwiami. Jakiś obcy mężczyzna stał przed nią z kamieniem zamiast twarzy. To znaczy to mógłby być z powodzeniem kamień, ponieważ nie wyrażał zupełnie nic. Albo nawet mniej niż nic – kamienie czasem wyrażają więcej – pomyślała. To przeraziło Emmę. Ludzie nie okazujący emocji zawsze wydawali jej się niebezpieczni. Dla siebie samych i dla otoczenia. Nim zdążyła otworzyć usta, on zrobił pierwszy ruch. Zadbany, lekko ogorzały palec wskazujący pomknął by wyznaczyć kąt prosty przecinając delikatnie zarysowane, acz ewidentnie męskie usta. Cisza.
Wino wyparowało z Emmy natychmiast. Trzeźwy już teraz zupełnie umysł nakazał jej otworzyć szeroko oczy. W miejscu wina pojawiła się mieszanka strachu i zdziwienia. Mężczyzna trzymał w dłoni plik kartek. Dużych arkuszy. Musiał zauważyć jej przelotne, zaciekawione spojrzenie, ponieważ podniósł plik na wysokość klatki piersiowej. Jego klatki piersiowej, a jej oczu.
WIDZIAŁAŚ MNIE. WZROK CIĘ NIE MYLIŁ. TYMON – przeczytała. Zmrużyła oczy niczym krótkowidz, mimo iż litery były całkiem duże, wyraźne i znajdowały się w niewielkiej odległości. Zamknęła usta, które nie wiadomo kiedy się otwarły. Przebiegła wzrokiem po literach. I jeszcze raz.
- Kim jesteś? Gdzie jest Tymon? – wyrzuciła z siebie.
W odpowiedzi dostrzegła lekko podniesione kąciki ust. Oczy mężczyzny też się uśmiechały.
Szybciej niż pojęła sens tekstu na arkuszu, zrozumiała, że niczego nie dowie się od stojącego przed nią mężczyzny. Wtedy ten odkrył kolejny arkusz. NIE SZUKAJ MNIE. JA ZNAJDĘ CIEBIE, LUB ODNAJDZIEMY SIEBIE NAWZAJEM. Ostrość widzenia zmalała. Oczy przysłoniła mgła łez. Drżącą ręką dotknęła policzka. Przymknęła oczy, co uwolniło dwie pojedyncze łzy. Zaczęły wyścig między sobą. Pędziły po torach jej policzków podczas gdy Emma, odzyskując na powrót wyraźny obraz, spojrzała pytająco na swojego tajemniczego gościa.
I stali tak w milczeniu przez chwilę. Owa chwila dla Emmy oczywiście trwała lata świetlne. Ogromne ilości czasu przetoczyły się między nią i nieznajomym. Może ma jeszcze jakąś wiadomość? Może Tymon coś jeszcze chce mi przekazać? A może to nie Tymon? Może to jakiś chory człowiek stroi sobie ze mnie żarty? Cholera…
- Skąd mam wiedzieć, że to rzeczywiście Tymon?
I znowu delikatny uśmiech. Ledwo widoczny. Niech go szlag – przegalopowało przez głowę Emmy.
- Rozumiem. Nic nie powiesz… świetnie – Czy wyczuł moją złość??
Chyba nie wyczuł, a nawet jeśli tak, misję wypełniaj profesjonalnie, ponieważ sięgnął po kolejną  planszę. JA I TY. RAZEM W GAUDIO.

Gdyby to był amerykański film Emma powinna wykrzyknąć teatralne „och”. A jednak. To Tymon. Nie mam wątpliwości… ale co to za człowiek? Skąd go wytrzasnął?? Utkwiła swoje zielone oczy w przybyszu. Wpatrywała się w niego z taką mocą, jak gdyby samym tylko spojrzeniem mogła rozpłatać go na części pierwsze i wydobyć z niego każdą informację. A on? Stał sobie niczym nie wzruszony. Jak gdyby sama jego obecność miała być wyzwaniem dla Emmy. Wyzwaniem, któremu, jak czuła, sprostała. Wciąż jeszcze nie zemdlałam z wrażenia. I kiedy ta dumna myśl przesunęła się po jej świadomości gość bez zbędnego pośpiechu opuścił plik arkuszy i równie powoli zaczął się oddalać. W stronę schodów, w stronę drzwi wyjściowych, w stronę świata, gdzie zniknie. A wraz z nim kontakt z Tymonem. Przekroczyła próg z uczuciem, jak gdyby był to łańcuch wysokich gór. Wyczuła, że jest bosa, ale informacja ta nie dotarła wyżej niż do kostek. Wyciągnęła przed siebie obie ręce niczym ślepiec. Złapać go, zatrzymać. 




***


          Kto mnie czyta od jakiegoś czasu wie, że gotuję dość rzadko. Częściej piekę :) zamiłowanie do słodyczy przejawia się w ceramicznych blaszkach pełnych tart, w papierowych foremkach pulchnych muffinek lub babeczek cytrynowo-orzechowych. Czasem jest smacznie, czasem mniej ;p Uczę się!
I tak na drodze rozwoju stanęły mi SZPARAGI. O mojej pierwszej próbie ich ugotowania pisałam tutaj. Próba nie powiodła się dlatego postanowiłam szparagi wykorzystać inaczej :)

MAKARON Z PESTO, SZPARAGAMI I CUKINIĄ - przepis na Zielony Obiad!

Gotujemy makaron. Prosta sprawa :) Nie przelewamy wodą -  podobno sos lepiej przytula się wtedy do wstążeczek / rurek / nitek.

Sos: dwie duże łyżki pesto podgrzewamy na patelni mieszając. Prędziutko kroimy ugotowane wcześniej (w moim wypadku dzień wcześniej) szparagi (ja miałam białe, ale pewnie z zielonymi można się zabawić w taki sam sposób). Surową cukinię kroimy w kosteczkę. Wszystko ląduje na patelni :)
Dusimy, podduszamy, mieszamy. Dopieszczamy przeciśniętym czosnkiem :)
Przyprawić można tym, co się lubi. Ja nie dodawałam nic, co nie znaczy, że nic nie lubię ;p po prostu nie widziałam, a raczej nie odczuwałam potrzeby! ;)

Makaron przerzuciłam do sosu, wymieszałam i już! VOILA! BON APPETIT!
Bardzo mnie ucieszyło kiedy Bardzo Mądry Mężczyzna przyznał... "mile się zaskoczyłem" :)


sobota, 5 maja 2012

Na razie bez tytułu




           Pierwszy kawałeczek (dosłownie!) mojej opowiastki możecie przeczytać tutaj jeśli tylko macie ochotę :)

c.d.

No. To są warunki do myślenia. Teraz można odtworzyć przebieg wydarzeń. Siłą woli przesunąć przed oczami kolejne obrazy. Dobrze, że ta silna wola rzeczywiście jest silna… niektóre bowiem obrazy były mało przyjemne. Inne powodowały dreszcz podniecenia. Przydałoby się jeszcze troszkę chronologii, ale w obecnej sytuacji byłaby tyranem swojego własnego ja, gdyby wymagała od siebie dokładnego wyszukania w zakamarkach pamięci co i kiedy się wydarzyło. A zakamarki te były niczym labirynt pełen niespodzianek. Zatłoczony labirynt. W każdym ślepym zaułku zapachy i dotyki. Za każdym rogiem wspomnienie.
Skup się. Jest dość późno. To mogło być przewidzenie. Dziesięć czy jedenaście godzin wpatrywania w monitor zrobiło swoje.
Ale przecież cały dzień oglądałam zdjęcia tych cholernych jogurtów! A nie jego. Też mi coś. Jego zdjęć nie oglądałam już wieki…
Jeśli wiekami chcesz nazwać troszkę ponad rok, proszę cię bardzo. Oszukuj sama siebie.
Ok, w takim razie to nie wieki minęły. Ale żeby od jogurtów aż tak się w mózgu pomieszało?? On nawet ich nigdy nie lubił.
Nieważne co lubił a czego nie. Ważne, że jesteś zmęczona. Zmęczone są Twoje oczy i, jak widać, twój mózg. Pomyliłaś byle przechodnia z nim. I tyle.
Byle przechodnia!!! Tylko nie byle przechodnia! Co to to nie! Czy byle przechodzień mógł mieć ten sam kolor włosów??? Dokładnie taki sam? Mógł tak samo chodzić?? Przecież każdy z nas ma swój specyficzny sposób poruszania się! A on tak rozkosznie machał tą swoją prawą ręką… taki krzywy żołnierzyk…
Rozkosznie-nierozkosznie. Nieważne czym machał. Oni są najlepsi w machaniu. Ważne, że zniknął. Nie ma go. Nie mogłaś go widzieć, bo go nie ma. 
A może jest?  Przecież nie wiem co się stało. Nie wiem dlaczego był i nagle zniknął. Może wrócił? Może go porwano i teraz uwolniono? A może musiał wyjechać nagle.
I nie mógł zostawić nawet krótkiej notki??! Nie bądź kretynką! Napisanie „muszę pilnie wyjechać, odezwę się, albo nie” nie zajmuje godzin! Ryć w kamieniu nie musiał. Wystarczył długopis i kartka. A przypomnę ci, wiedział gdzie szukać tych wyrafinowanych narzędzi.
Wiem… szukam po prostu wyjaśnienia. Jestem pewna, że to był on. Dlaczego za nim nie poszłam?? Ależ ze mnie idiotka skończona! Trzeba iść i sprawdzić. Albo chociaż podejść bliżej… zobaczyć…
Ta… możesz zawsze spróbować podchodzić do każdego faceta o zbliżonym wzroście i pytać „przepraszam, czy jest pan moim Tymonem? Bo ma pan bardzo podobną fryzurę, tylko jakoś inaczej pan chodzi.” Możesz wydąć jeszcze usteczka, zrobić wielkie oczy wyrażające potrzebę wszystkiego i może na kawę gratis się załapiesz. Oczywiście jeśli trafisz na litościwego. Albo tak samo pomylonego.
Dobra, wiem do czego zmierzasz. Rozumiem.
Jesteś pewna? Jakoś nie odczuwam równowagi wewnętrznej, spokoju i pełnego wyluzowania.
Zaraz dojdę do siebie. Zaraz się uspokoję.

Ledwie upita herbata rzeczywiście uspokoiła dłonie. Serca jeszcze nie. Nad sercem będzie musiała popracować w inny sposób. Wino. Wino pomoże jej zasnąć. A jeden kieliszek dla zdrowia jak znalazł.
Z trudem podniosła się z kanapy. Zaczynała odczuwać zmęczenie całego dnia. Ale było jeszcze coś. Poczuła ciężar dopiero co odbytej rozmowy. Z samą sobą. Czuła się obita słowami. Czasem racjonalizm boli.
Ciepłe stopy zostawiały ślady na zimnych płytkach.

Lodówka powitała ją delikatnym metalicznym blaskiem i kilkoma odciśniętymi na niej śladami palców.
Dorzucę jeszcze jeden ślad do kompletu.
Oparła czoło o górne drzwiczki. Przyjemny chłód wywołał gęsią skórkę. Nalała sobie wina, w głowie układając toast.
Zdrowie wariatki widzącej ludzi, których nie ma.
Uśmiechnęła się ponuro. Pierwszy łyk rozlał się ciepłem po jej ciele. Gdyby teraz przyłożyła czoło do lodówki, ogrzałaby ją nawet w środku. Przynajmniej tak czuła. Pierwszy łyk jest zawsze wspaniały. Jak pierwsza część filmowej trylogii. Kiedy pierwszy łyk zamienił się w pierwszy kieliszek grawitacja już nie przyciągała. Ona szarpała ciało Emmy. Gdyby teraz weszła na wagę, ta krzyknęłaby chyba tonę! Przynajmniej tak czuła…
Dźwięk odstawianego kieliszka zbiegł się z dźwiękiem pukania do drzwi.
Pukanie? Może wcale tego nie słyszałam? Może te piekielne jogurty tak namieszały mi w głowie, że mam zwidy. Omamy słuchowe w gratisie? Żeby zmysły  nie czuły się w swoim szaleństwie osamotnione?
Kieliszek stał grzecznie na blacie, a odgłos pukania powtórzył się.
Czyli jednak nie omamy. Good news.
Skupiając się mocno, żeby swoich kroków nie skierować pod prysznic, który był w tej chwili najbardziej wskazany, ruszyła w kierunku drzwi.






c.d.n. taką przynajmniej mam nadzieję :)

CUDOWNEGO DNIA WAM ŻYCZĘ :*

czwartek, 19 kwietnia 2012

Na razie bez tytułu

         
          Usiadła wreszcie. Bo przecież gdyby tego nie zrobiła, straciłaby tak wiele. Tyle może się wydarzyć po tym, kiedy już usiądziemy. Łyk herbaty może uspokoić. Choćby samym faktem, że zajmie się czymś drżące dłonie. Kontakt nagiego ciała z delikatnym materiałem może zdziałać odprężające cuda. Grawitacja pomoże wrócić na ziemię. Chodzenie tam i z powrotem czasem pomaga, owszem. Myśli szybciej krążą w krwioobiegu... Jednak kiedy usilnie stara się ułożyć w głowie parę spraw, a zwłaszcza takich spraw, zdecydowanie lepiej się uspokoić. Wyłożyć nogi stanowczo daleko od głowy - coby myśli usiadły wygodnie, przymknąć oczy.


C.D.N. tak myślę :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...