piątek, 9 marca 2012

Rodzic - człowiek czy superczłowiek?

        


           To, że jesteśmy różni od siebie wie już co inteligentniejsza jednostka. Wiemy to lub dowiadujemy się na bieżąco. W tym miejscu mogę bez fałszywej skromności zaliczyć siebie w poczet grupy wyżej wymienionej :)
Mam jednak to do siebie, że ciągle mnie fascynują te właśnie różnice. Nie wiem czy to kwestia naiwności czy też tego rodzaju poznawania świata, które mają dzieci (wolę oczywiście dopisywać sobie tę drugą wersję :)). Ostatnio na tapecie moich rozmyślań (zaraz po wieszakach) pojawia się instytucja Rodzica.

Jesteśmy dziećmi. Niektórzy Rodzicami. A jeszcze inni i dziećmi i Rodzicami. I świetnie. Różnimy się.

Będąc dzieckiem patrzyłam na swoich Rodziców jak na Bohaterów. Przez duże B! I chyba większość dzieci tak ma (zakładając, że rodzina jest w miarę normalna). Koleżanki i kolegi zazdrościli mi ich z różnych powodów.
Potem troszkę urosłam i zaczęłam rozumieć niektóre sprawy. Rodzice pewnie też się zmienili. Wciąż byli mądrzy i wszystko wiedzieli. Prowadzili mnie tą krętą drogą jaką jest Życie, osłaniając nieco zbyt szczelnie.
Z czasem stawałam się dorosła i zaczęłam dostrzegać Rodziców wady (i nie była to już uraza za to, że nie pozwolili mi zostawać do późna poza domem czy inne takie bzdury) i słabości.
Przestali być Bohaterami. Stali się zwykłymi ludźmi. Z ułomnościami. Oczywiście, Rodzice, macie do tego prawo :) jednak za tymi przemyśleniami nasuwają mi się pewne pytania. Miliony pytań. Czy między Rodzicem i dzieckiem powinna istnieć zawsze pewna bariera dystansu?

Czy Matka i Córka mogą zostać przyjaciółkami? Takimi, gdzie Matka narzeka Córce na Ojca?
Czy też Matka powinna to sobie zostawić dla swoich przyjaciółek?
Ale czy je ma? Czy może Mamy pewnego pokolenia były nastawione tylko na życie rodzinne i zaniedbały resztę swojego życia?

Rodzic jest tylko człowiekiem? Czy też decydując się na Dzieci ludzie powinni zacząć inaczej spoglądać na Życie? Czy mimo dorastających dzieci Rodzic zawsze powinien być wsparciem? Nie oczekując nic w zamian?
Czy jako Dzieci nie wymagamy zbyt wiele od ludzi, którzy są tylko ludźmi z powodu tego, że nazywamy ich Rodzicami? A może mamy takie prawo, a oni powinni być na to przygotowani?

Wiemy, że w pewnym wieku role się odwracają. Dzieci zaczynają się opiekować Rodzicami. Czy powinno tak się dziać wcześniej?
Partnerstwo jest ważne, ale czy powinno mieć jakieś granice?

Z jednej strony czuję się zwiedziona... to jednak nie Superludzie... z drugiej strony - urodzenie Dziecka nikomu nie daje nadprzyrodzonych mocy - wiadomo...





I tak właśnie odbijam się od Ścian moich Myśli. Muszę przyznać, że mam już kilka siniaków :)
Nie wiem czy dokładnie tutaj opisałam sedno moich przemyśleń... źródło tego tekstu tkwi z pewnej rozmowie z Moją Ulubioną Koleżanką od Szarości :)

Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii!

63 komentarze:

  1. Rodzice to niestety tylko ludzie, tacy sami ludzie co my... mający swoje zalety, jak i wady i słabości... bo w końcu nie ma ludzi idealnych.
    Myślę, że fajnie jest mieć w swojej matce przyjaciółkę, móc z nią o wszystkim szczerze porozmawiać... choć uważam, że są pewne granice, bariery, o których chyba lepiej jest porozmawiać z rówieśnicami :)
    Trochę przykro, gdy mama narzeka na ojca, wszak to "nasz" ojciec i ciężko tak strać między młotem, a kowadłem, jednocześnie będąc obiektywnym.
    Rodzice decydujący się na dziecko powinni być przede wszystkim odpowiedzialni i gotowi przyjąć na swoje barki trudy wychowania tak małej i bezbronnej istotki, na dobrego człowieka.
    Myślę, że zarówno dzieci, jak i rodzice powinni opiekować się sobą na wzajem, w każdym okresie swojego życia :)
    To tylko takie moje skromne zdanie... Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A czy Matka powinna mieć przyjaciółkę w nas, w córkach? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama mam naprawdę wspaniałe wspomnienia i prawie 21 lat doświadczeń z moimi rodzicami, i są naprawdę wspaniali. Dalej bywają dla mnie bohaterami, a ja bardzo się cieszę, że mam takich rodziców, a nie innych ;)
    Ale mimo wszystko myślę, że nie da się mieć czysto partnerskiego układu z rodzicami. Chociażby ze względu na różnicę pokoleń ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnica pokoleń to jedna z wielu spraw... :) trzeba do tego dodać, że jednak wszyscy jesteśmy ludźmi i do tego każdy jest inny... w układzie partnerskim trzeba nam iść na kompromisy... często trudne w relacje dziecko-rodzic :)

      Usuń
  4. Z moimi rodzicami, to bywało rożnie. Mama była tą osobą, która dawala nam kary i była surowa, a tata był takim miskiem, który się za bardzo nie wtrącał. Jeżeli mama miała dobry humor, to było super. Śmiała sie z nami (ze mna i siostrą), opowiadała różne sytuacje z dzieciństwa, żartowala... ale jak miała zły humor, to chowaj sie kto może! Z własnego doświadczenia uważam, że powinny być granice. Nie raz mama mówiła mi, że mamy byc przyjaciółkami, a później wykorzystywała to, co ja jej powiedziałam w sekrecie. Został mi przeczytany pamietnik. To wtedy były dla mnie traumatyczne przeżycia. Mama często narzekała na tatę i dopiero jak podrosłam i zobaczyłam na własne oczy jaki jest tata, to zrozumiałam, że mam nie miała racji... Zawsze byłam stawiana między młotem a kowadłem... :/ także granice są potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne doświadczenia... trudno nam jednak trzymać się granic... wydaje mi się, że mimo wszystko chcemy mieć wymarzonych Rodziców i gdzieś w środku marzymy, że oni takimi będą... i czekamy... :)

      Usuń
  5. Poruszyłaś ważne kwestie. Ważne i skomplikowane, nawet CHOLERNIE skomplikowane.
    Co do dystansu lub jego braku - można być przyjacielem dla dziecka, tworzenie sztucznych granic, jakichś murów, stawianie się ponad i robienie z siebie właśnie jakiegoś 'superczłowieka' nie ma sensu. Moi chłopacy mówią 'mama' i 'mamusia' o mamie, a mnie mówią 'tata', 'tatuś' i 'Marcin'. Rozwala mnie ta trzecia forma, strasznie ją lubię. Mam nadzieję, że będę miał z synami kumplowskie relacje - już teraz planujemy wspólny wypad na koncert, mam nadzieję, że za lat naście będziemy robić to samo.
    Ale... Być przyjacielem/kumplem dla dziecka, to jedno, zachowywać przy tym pewne granice - to drugie. Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy (przynajmniej przez najbliższe... dwie dekady?) na jednym poziomie. Póki co ja, to ja - Marcin, czy tata, nieważne. A Chłopaki, to moje małe ziutki, za które jestem odpowiedzialny. Powinni mnie szanować (staram się ten szacunek sobie wypracowywać), bo na pewnym etapie powinienem mieć posłuch (którego nie ma bez szacunku). Tak samo jest z mamą - więc sytuacja, w której ja marudzę Chłopakom na żonę, albo ona na mnie, w ogóle nie wchodzi w rachubę. To różni przyjaźń z własnym dzieckiem od innych przyjaźni - o pewnych rzeczach jednak nie należy rozmawiać. Żona czasem mnie wkurza, ja ją też (może nawet częściej), ale to są nasze sprawy. Dzielenie ich z Chłopakami byłoby strzelaniem sobie w stopę.

    A tak w ogóle - wiemy, jakimi chcielibyśmy być rodzicami, mamy jakiś wymyślony ideał. Realizowanie tego ideału na co dzień jest jednak trudne, i to bardziej, niż CHOLERNIE.

    Mimo to dzieci, to niezwykła sprawa. polecam wszystkim, szczególnie tym, którzy nie mają wielkiej potrzeby wysypiania się ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) czyli taki Złoty Środek? Przyjaciele / kumple, ale pozostawiając sobie osobny świat małżeński? Brzmi mądrze :) teraz tylko trzeba uważać, bo póki chłopcy są mali łatwo chyba im się nie żalić na Żonę / Mamę, bo chyba nie zrozumieją... co będzie kiedy podrosną?
      I zgadzam się... na szacunek trzeba zapracować... już jakiś czas temu przestałam wierzyć iż szacunek NALEŻY się ludziom z racji wieku... a tak mnie uczono... dalej tak się uczy dzieci?

      Usuń
    2. Ja jestem zdania, że nikomu, NIKOMU szacunek nie należy się 'z urzędu'. Do dziś mam... może 'żal' to za duże słowo, w każdym razie pamiętam rodzicom to, że musiałem przepraszać wychowawczynię w podstawówce po jakimś tam spięciu - miałem ewidentną rację, podejrzewam, że rodzice też o tym wiedzieli, zresztą (to okazało się dużo później) o wychowawczynie dobrego zdania nie mieli. Ale to był NAUCZYCIEL - szacunek, wiadomo, być musi. Co z tego, że mówimy o niekompetentnej, dość prostackiej osobie...
      Tak czy inaczej mam uraz do takich postaw ;-) Czyli - jeśli dziś się dalej TAK dzieci uczy, to ja się raczej wyłamię.

      Usuń
    3. Oby Ci się to wyłamywanie udało :) bo ja też mam ten uraz... tyle, że z osobami starszymi... wiek = szacunek... grr... ale wiesz... oni jakoś musieli nas tego nauczyć... w tej chwili nie mam pomysłu na to, jak ja uczyłabym swoje dziecko... może dlatego nie mam Dzieci? :D

      Usuń
  6. U mnie nie było różowo ani nawet miło, więc trudno mi się wypowiadać. Może mogę tylko w jednej kwestii - "przyjacielskie" relacje matka-córka powinny mieć pewne granice. Są takie tematy, którymi wolałabym nie być obarczana - a o których mama powinna sobie pogadać z koleżanką albo siostrą.

    Niestety, w moim przypadku takie obarczanie wszystkimi sprawami rodziców miało miejsce, co jest źródłem wielu moich skrzywień. Czasu nie cofnę, pamięci nie wykasuję...a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana :) i właśnie dlatego wydaje mi się właśnie, że powinnaś się wypowiadać :) może ktoś, kto jest rodzicem właśnie popełnia taki błąd... i Twoja szersza wypowiedź uratuje jakieś Dziecko przed podobną historią i skrzywieniami... co myślisz?

      Usuń
    2. Mogłabym się podpisać pod wypowiedzią Stardust

      Przede wszystkim rodzice problemy małżeńskie powinni załatwiać między sobą. Wciąganie w to dzieci to chyba najgorsza opcja.

      Jak to mawia moja koleżanka, teoretyzować można, a sprawdzian jest wtedy gdy się ma własne dzieci i trzeba się wykazać na "polu bitwy" ;).

      I tak jak od dawien dawna staram się w swoim życiu WSZYSTKO robić zupełnie odwrotnie niż moi rodziciele gdy sprawowali nade mną i moim rodzeństwem władzę rodzicielską, tak też mam nadzieję, że jeśli mi się zdarzy zostanie mamą - to również zrobię wszystko inaczej niż oni :))) Na razie realizuję się jako super-ciocia i całkiem dobrze mi idzie :)

      Usuń
    3. No właśnie, obarczanie dzieci problemami rodziców to błąd, który wcale chyba nie jest mało spotykany, a szkoda, bo po co utrudniać dzieciom życie? Nie mówię, broń Boże "Antares" po to by krytykować akurat Twoich rodziców, ale znam z obserwacji takie nierozsądne zachowania.

      Usuń
  7. Chyba powinnam sie wstydzić, bo rodzice do tej pory bardzo mi pomagaja, bardziej niż ja im. Głupio by było mieć do nich jakiekolwiek pretensje, bo choc wiadomo, mają wady, jestem im bardzo wdzięczna za wszystko.
    Faktycznie, poruszyłas bardzo skomplikowane kwestie, trudno odpowiedzieć na te pytania w komentarzu.
    Jako mama chcę być przede wszystkim mądrze kochać (choc znowu, co to znaczy - to sprawa odrębnej pracy magisterskiej pt - rodzicielstwo;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzięczność wdzięcznością :) dzięki Rodzicom jesteśmy na świecie możemy przeżywać szczęśliwe chwile... czy powinnaś się wstydzić? Nie sądzę. Doceniasz, a to bardzo ważne. A co dla Ciebie oznacza mądrze kochać? W skrócie, jeśli nie masz ochoty na pracę magisterską? :)

      Usuń
  8. Patrząc w tył stwierdzam - okres pomiędzy 13-19 weryfikuje nasze prawdziwe relacje z dziećmi. Póki sa małe wielu rodzicom wydaje się, że mają z nimi świetny kontakt a potem okazuje się, że wcale swoich pociech nie znają. Warto czasem posłuchać co inni mają do powiedzenia na temat naszych własnych dzieci, i przemyśleć, i przypomnieć sobie jak to było kiedy wół cielęciem był:)
    Kiedy rodzic przestaje być autorytetem? To zalezy od rodzica. Dzieci dorastają i zdaja sobie sprawę, że rodzic nie wie wszystkiego. I to jest naturalne, bo oczekujemy przeciez żeby uczeń przerósł mistrza. Moje dziecko studiuje przedmioty, których nazw nie jestem w stanie prawidłowo wymówić , konstruuje rzeczy, których przeznaczenia nie jestem w stanie objąć umysłem humanisty ale z drugiej strony istnieje przecież wiele spraw,z którymi nadal się do mnie zwraca - zarówno naukowymi, jak i życiowymi. Nasze relacje zmieniły się z mistrz - uczeń, na partnerstwo:)

    Przyjaźń? W bardzo ograniczonym zakresie, rodzice to rodzice - przyjaciele to przyjaciele! Hmmm...od rodziców chyba wymagamy więcej, i miłości bezwarunkowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym wiekiem weryfikacji zgadzam się! Ale od strony dziecka :) wtedy też dzieci zaczynają dostrzegać inne cechy niż tylko wszechwiedzę...

      Usuń
  9. Mam szczęście.Moje już dorosłe córki są moimi przyjaciółkami i odwrotnie. Już ze mną nie mieszkają ale dzwonią do mnie codziennie - czasami po pare razy dziennie - raz w tygodniu przyjeżdzają - wiem o nich prawie wszystko - wszystkiego nawet nie chce - kocham je - pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ujęłaś to idealnie - masz szczęście :) szanuj je sobie i dbaj! Takie relacje to skarb :)

      Usuń
  10. dzieci zawsze idealizują na początku swoich rodziców.
    miarą dorosłości jest spojrzenie na nich jak na ludzi:)

    życie & podróże
    nasze gotowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem dorosła zatem!!! Tylko teraz nie wiem czy się cieszyć czy nie... cholerka... :)

      Usuń
  11. Jak byłam dzieckiem, wydawało mi się, że oni wszystko wiedzą, odpowiedzą na moje najdziwniejsze pytania, eh... ;)
    Każda relacja rodzice-dziecko/dzieci jest inna. Przecież rodzice nawet mając kilkoro dzieci, z każdym z tych dzieci mają jednak trochę inne relacje. I tak jak u jednych może być przyjaźń, partnerstwo, tak bywa też narzekanie dziecku na tego drugiego rodzica, bywa że jest dystans między rodzicami a dziećmi, wcale nie wynikający z niemożności dogadania się, a z jakiejś tradycji, szacunku, dla jednych rodzice są ich bohaterami choć przecież są tacy ludzcy jak my wszyscy, a inni uważają, że rodzice są jak żandarmeria. Bywa naprawdę różnie, a jak być powinno? Każdy ma chyba własną wizję.

    Brakuje mi tego, że już nie mogę chwycić za telefon i zadzwonić do mamy, pogadać tak zwyczajnie z nią nawet o tym, ze deszcz pada albo że zbliża się wiosna. Ostatnio rozmawiałam z ojcem przy stole i opowiadał mi o mamie, o jej młodości, o swojej młodości, o ich życiu. My dzieci różne rzeczy wyobrażamy sobie o rodzicach, różnie myślimy, czasem ich nie rozumiemy, nie wiemy, czemu coś robią, czemu tak, a nie inaczej postępują, bo może czasem ich tak naprawdę nie znamy albo znamy za mało, a z rodzicami można jak z przyjaciółmi. Jednak to zupełnie inny rodzaj przyjaźni, ale równie piękny.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiszę tylko tyle jeszcze, co by w kwestii przyjaźni rodzic-dziecko być dobrze zrozumianą. Inna jest przyjaźń matki z koleżanką czy np. z siostrą albo z mężem, a inna z dzieckiem, bo są sprawy, o których nie rozmawia się z dziećmi, z partnerem czy z koleżanką.

      Usuń
    2. ;) bywa różnie... to pewne... ale dobrze napisałaś... czasem nie znamy swoich rodziców... a może takie poznanie ich pomogłoby w relacjach? :) W zrozumieniu. Miewają swoje powody do pewnych zachowań, które nam nie odpowiadają... ale my ich nie znamy i często poznajemy za późno.

      Usuń
  12. Wiem po sobie, że mimo że chciałabym mieć z rodzicami przyjacielskie relacje, to jednak do pewnej granicy.
    Niestety, swojego czasu mama mi się 'zwierzała' narzekając na tatę i też się zastanawiałam czemu nie mówi tego przyjaciółkom, koleżankom... czemu ich nie ma, nie znajduje na nie czasu?

    I wiesz, ukłuło mnie, że tak często jeszcze pokutuje pogląd, że "brudy pierze się w domu", że tylko z rodziną powinno się (w ogóle, nie znoszę tego słowa) rozmawiać o rodzinnych sprawach. A później człowiek dorasta i ma wyrzuty sumienia, bo chce inaczej a czuje się winny.

    Mimo wszystko pozostaje mi mieć nadzieję, że jeśli kiedyś założę rodzinę, będę najlepszą mamą jaką mogłabym być... Zgodnie z tym, co chcę, żeby było, jaka sama chcę być- mimo, że zdaję sobie sprawę że nie będzie łatwo... ale będzie warto:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nasze Matki tak po prostu mają... może dla nich to normalne, zwierzać się dorastającym Córkom? Pewnie nie widziały w tym nic złego.... przecież jesteśmy rodziną...

      Usuń
  13. Najblizsza jest mi opinia Desperate Househusband:) Mysle, ze to co napisal jest odzwierciedleniem moich pogladow na ten trudny temat. Czy moj syn jest moim przyjacielem? I tak i nie:) Tak, bo zna mnie chyba najbardziej ze wszystkich innych ludzi, ale to wynik faktu, ze przez wiekszosc jego zycia bylam samotna. Ale tez nie jest moim powiernikiem, bo to uwazam za niepotrzebne obciazenie psychiczne dla dziecka. Moja mama popelnila ten blad i zrobila sobie ze mnie powierniczke, czesto narzekajac na ojca. Uzyskala tym zupelnie odwrotny rezultat niz sie prawdopodobnie spodziewala. Kiedys w doroslym zyciu powiedziala mi, ze ja ustawilam ojca na piedestale, ale to ona sama ten piedestal dla niego wybudowala. Ja natomiast juz do konca zycia bede zyc z pamiecia niepotrzebnych zwierzen. A jak juz ktos wyzej napisal, pamieci nie da sie wykasowac, udalo mi sie od niej odciac, zweryfikwac dane, ale ona ciagle jest.
    Czy mam potrzebe zeby moj dorosly syn dzwonil do mnie codziennie i opowiadal o swoim zyciu? Nie daj buk, NIE!!! On ma tylko dzwonic kiedy czuje potrzebe, opowiadac o tym co uwaza za konieczne, ale nie blablac o pierdolach:) Przeciez nawet od przyjaciol nie oczekuje zdawania relacji z ich zycia, dlaczego mialabym oczekiwac tego od wlasnego dziecka, ktore kocham? Ma byc wzajemna potrzeba i radosc ze spedzania czasu razem i swiadomosc, ze w razie czegos, ma sie kogos na kogo mozna liczyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jakiś plus błędów naszych Rodziców... co mądrzejsi starają się nie powielać tychże błędów...
      Pisząc o przyjaźni przypomniałaś mi jak muszę pracować nad swoją zaborczością... i zboczoną zasadniczością :) dziękuję :)

      Usuń
  14. napisałam wywód i się skasował... och

    dobrze, że jesteś :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooch ;( żałuję strasznie! Muszę przyznać, że Twój pogląd bardzo mnie ciekawi... może odtworzysz choć skrót? :)

      Usuń
  15. mądrze kochać?:) bez uzywania przemocy - fizycznej i psychicznej, bez manipulacji, z przyznawaniem sie do błędów, z szacunkiem, z czułością z krytycyzmem ale bez krytykanctwa, z uwaga najwyższej jakości i dużą dozą cierpliwości ..jak potrafie najlepiej i z korzyścią obustronną:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja zgadzam się co do wychowywania dzieci z Korczakiem. Podoba mi się temat który poruszyłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd się przyznać, ale nie znam teorii pana Korczaka o wychowaniu dzieci... jeszcze nie musiałam interesować się tym tematem :) ale może mi naświetlisz pokrótce? :)

      Usuń
  17. Nie żebym się podlizywał, ale to jeden z lepszych postów, jakie ostatnie czytałem na jakimkolwiek blogu. Dotknęłaś wielu kwestii, co do niektórych postaram się ustosunkować jedynie jak potrafię, czyli na bazie doświadczenia.
    Matka. Ona kocha bezwarunkowo i myślę, że dziecko powinno również bezwarunkowo kochać tę osobę, jeśli ma to szczęście i jego matka jest normalną, fajną osobą. Kontakt z matką córek bywa trudny (wiem bo mam siostrę i obserwuje), ale w tym trudzie widać ewentualne znamiona przyjaźni. Chociaż u mnie w domu jest raczej dystans. Był moment, kiedy mi to przeszkadzało, dobijał mnie ten pewien dystans, przy spoufaleniu w innych domach. Zrozumiałem jednak, że na to działa szereg czynników, często niezależnych do końca od naszych rodziców, m.in. tradycja z ich domów wyniesiona i ich charakter po prostu. Kocham swoją matkę, ale za mało jej to mówię. My faceci odczuwamy jednak trudność w wyrażaniu uczuć. I czasem żądamy za dużo. A przecież mama, kiedy jeszcze nie śniła jej się rola "matki" była kimś innym. Miała plany, marzenia, być może chciała robić karierę. Ale trafiło jej sie w życiu głównie bycie matką. Zasmuca mnie to czasem, dlatego swojej mamie staram się nie zaprzątać głowy swoimi trudnościami bo i tak to zbyt nerwowa kobiecina. Trzeba pamiętać o matkach jako o kobietach przede wszystkim. Bo inaczej to całe życie można spędzić na garnuszku. Przypominajmy mamusiom o ich kobiecości! :)

    Z ojcami sprawa trudniejsza. Przynajmniej na linii ojciec - syn. Tu o mówieniu o uczuciach wręcz nie ma mowy. Co tam o uczuciach. Sama rozmowa bywa często bardzo konkretna z blokadami po obu stronach. Ojciec jawi się jako heros i chyba takim jawić się chce, a syn próbuje naśladować herosa i nie zawsze potrafi zbliżyć się do tego wizerunku. Synowie mają (a wnioskuję to po rozmowach z kolegami) skłonność do przeciwstawiania się ojcu. Chcą być inni niż on. I co się okazuje? Im bardziej chcą się różnić tym mocniej widać jak dużo ich łączy, jak bardzo są do siebie podobni. Trudna jest rola ojca, ważne by Ci rodzice popełniający jak wszyscy ludzie błędy, byli w stanie tworzyć zgraną drużynę. Wiem, że najgorsze dla dziecka jest to, gdy tata i mama nie mówią jednym głosem. Nie da się tak zawsze, ale rozdwojenie głosów rodzicielskich niszczy. Dzieci wybierają jednego z rodziców, a drugi wegetuje. Namawiam do dbania o relacje rodzinne, bo ostatecznie w tym życiu piękniejszych chwil jak z rodziną nie przeżyjemy ;) Alę się rozgadałem, przepraszam za nadmiar informacji, ale popłynąłem, gdy zobaczyłem tak przyjemny temat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dziękuję Ci za komplement! :) Nie odebrałabym tego jako podlizywanie się, bo i nie ma powodu by mi się podlizywać :) zdziwiłam się natomiast kiedy przeczytałam, ze uważasz to za przyjemny temat! Dla mnie jest trudny. I dość frustrujący. Zgadzam się z tym, że nasze mamy często zapominają o fakcie, że poza matkami są jeszcze kobietami, żonami, pracownicami... Myślę, że tak były wychowane. W klimacie "twoją pasją powinno być wychowywanie dzieci - reszta się nie liczy". A liczy się bardzo... Bo każdy człowiek, rodzic czy też nie, powinien mieć coś swojego w życiu. Czytanie, zbieranie znaczków... swój kawałek życia :)
      Skoro wiesz, że za rzadko mówisz swojej Mamie, że ją kochasz, to dlaczego tego nie naprawisz? :)

      Zapraszam do rozgadywania się!

      Usuń
  18. Ciężka sprawa z tą przyjaźnią ... czym jesteśmy starsi, tym wiecej rzeczy widzimy, więcej potrafimy wybaczyć. Stajemy się też bardziej sobie bliscy ...

    OdpowiedzUsuń
  19. Jako dziecko maleńkie uciekałam się do milczenia. I zawsze będę już pewnie wyznawać zasadę: im mniej Rodzice wiedzą, tym dla nich lepiej. Wynika to przede wszystkim z jednego: ich świat polegał na stosowaniu się do zasad pisanych przez duże "Z" - i te zasady są jak te święte krowy. Dla mnie każda decyzja, każdy nieuważny krok wynika z chęci zrozumienia i poznania, a także z przekory, a nie tego by być czystym jak łza według kodeksu, który dla mnie nie ma zastosowania i uzasadnienia.
    Rodziców kocham najbardziej na świecie i wiem, że darzą mnie tym samym. Nie zniosłabym więc, gdyby Mama czy Tato spróbowali nawzajem siebie oskarżać przede mną. Pewnie, jak wszystkie małżeństwa, mają swoje lepsze i gorsze dni, natomiast tym, co widuję w domu jest ich miłość, czułe gesty, wzajemna troska. I nie chciałabym, by się to zmieniło.

    Pozdrawiam ciepło :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako matka też uważasz, że im mniej wiesz o swoich Dzieciach tym lepiej?? Chyba tego nie rozumiem... czy nie od tego bierze się większość problemów? Nie mam na myśli czytania pamiętników i tego typu sytuacji. Nie... chyba zupełnie nie rozumiem co miałaś na myśli :)

      Usuń
    2. Nie mam jeszcze dzieci, więc tej perspektywy nie znam :)

      Mała Mi, moi Rodzice są wyjątkowi, kochani i w ogóle ;)
      Ale u mnie w domu wszystko zawsze było po kontrolą, zero swobody, możliwości podejmowania własnych wyborów, prób, tego, że człowiek uczy się na błędach; bardziej liczyło się, żeby "ludzie nie mieli o czym gadać". Moich Rodziców wychowywano w ten sposób. A oni przenieśli to do naszego dzieciństwa - taki bezpieczny klosz, ale bardzo, bardzo wąski.
      Dlatego wszelkie szaleństwa działy się bez ich wiedzy. I dlatego w wieku 15 lat zdecydowałam się na szkołę z internatem dla przepięknej wolności :)

      Źle to pewnie sformułowałam wcześniej - brońcie Niebiosa - to nie jest tak, że nie rozmawiam z Rodzicami :))) Ale o kwestiach błahej codzienności i prywatnych decyzjach im nie mówię, bo wiem, że ich światopogląd nie zgadza się z moim praktycznie w 100%.
      Unikam więc stresującego: "co myśmy zrobili nie tak?".

      Natomiast jako mama... pewnie chciałabym kiedyś dać mojemu dziecku taką swobodę i poczucie bezpieczeństwa zarazem, o którym marzyłam dla siebie. Chciałabym, by wiedziało, że cokolwiek się stanie - jestem dla niego. Ot tak :)))

      Ps. Mam nadzieję, że już ciut rozjaśniłam o co mi chodziło :)))

      Usuń
    3. Jakto nie masz dzieci????? To ja źle zrozumiałam Twoje wpisy???? To się nazywa talent czytania między wierszami... przepraszam Cię!

      Usuń
    4. Luzik ;) Jam trzecia z czworga rodzeństwa :)
      Ale własnych dzieci to ja jeszcze nie posiadam ;P

      Usuń
  20. nie da się streścić, ale po pierwsze - bezwarunkowo akceptujesz dziecko (nie jego zachowanie, ale dziecko). zreszta - trzeba przeczytac jego książki, polecam ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hmm, bardzo inspirujący i pobudzający do przemyśleń tekst. Wszystkie pytania, które postawiłaś, to ważne kwestie. Myślę, że każdy odpowie na nie inaczej, w zależności od doświadczeń. Moi rodzice przejmują się absolutnie wszystkim, zwłaszcza mama, dlatego też nie przekazuję jej każdej wiadomości, z troski o jej nerwy :) Od zawsze darzą mnie zaufaniem i wierzą, że decyzje przeze mnie podejmowane są dobre. Myślę, że powinny istnieć granice w relacjach z rodzicami. Pewnie matka i córka mogą zostać przyjaciółkami jeśli taka jest wola dwóch stron. Ja nigdy do tego nie dążyłam. Nie wydaje mi się aby powodowało to większy stopień miłości do niej. Podziwiam rodziców, dla mnie zawsze będą bohaterami, pomimo wad i słabości. Jestem im wdzięczna za to, jak ukształtowali mnie i rodzeństwo, choć nie zawsze było łatwo.

    OdpowiedzUsuń
  22. Pole blogowego komentarza nie pomieści tego co chciałabym napisać, a właściwie w tekście, który opublikowałaś, postawiłaś pytania i sama na nie odpowiedziałaś;)Dla mnie istotniejsza jest kwestia, czy każdy, nawet z przypadku, powinien zostawać rodzicem, ale to zupełnie inny temat;) Na temat relacji rodzice - dzieci opinia zmienia się z wiekiem. Sama łapię się na tym,że zdarza mi się teraz robić coś w stosunku do mojej córki, co irytowało mnie u moich rodziców;) Nie ma mądrych. Każdy musi swoje życie z dziećmi i rodzicami przerobić na własnej skórze;)
    Napiszę Ci tylko jedno. Jakieś trzy miesiące po urodzeniu córki, dotarła do mnie koszmarna świadomość,że do końca życia nie zaznam już nigdy chwili spokoju. Niezależnie od jej wieku i mojego. Słowem przechlapane;) A z drugiej strony najszczęśliwsze chwile mojego życia związane są właśnie z nią. Wszyscy mamy prawo do błędów, ale w sumie i tak najważniejsza jest przyjaźń. A dziecka trzeba chcieć świadomie, nie zapominając,że nie rodzi się go dla siebie. Od urodzenia to inny człowiek, z własnym życiem. Rola rodzica, to tylko przygotowanie do tego życia.
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta koszmarna świadomość, która Ciebie dopadła po urodzeniu, mnie dopada już teraz, powodując, że nie mam odwagi zdecydować się na dziecko...
      Ale właśnie ważne jest by pamiętać, że Dziecko to inny człowiek :) ładnie to ujęłaś. Dzieci też po czasie dopiero odkrywają Człowieka w Rodzicach... a szkoda...

      Usuń
    2. Mała Mi, nie chodzi o to,żeby się bać macierzyństwa, tylko o to, żeby zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności, a to zupełnie co innego. I słowo daję, warto tę odpowiedzialność na siebie wziąć, bo to też niesamowita przygoda, dać i kształtować nowe życie:)Byle mądrze:)A w bilansie trosk i szczęścia, to drugie zdecydowanie wygrywa:) Uściski:)

      Usuń
  23. No proszę... poruszyłas temat który mnie jako przyszłego rodzica zainteresował bardzo. Zaczęłam myśleć, w głowie kotłowały mi sie tysiące myśli jak to faktycznie powinno byc... Czy bedac rodzicem trzeba być takiś super czlowiekiem? Hmmm... Nawet gdybym tego chciała top znam siebie i wiem że na dłuższą metę jest to niewykonalne. :( Chciałabym bardzo być dla swojego dziecka podporą ale czy mi sie to uda - zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  24. Może to właśnie kwestia takiego a nie innego spojrzenia? Dla Mam to może normalne, ale ja wiem i Ty wiesz, że niekoniecznie dobre i że inaczej też można... jeśli się bardzo chce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia spojrzenia... właśnie. Ale czy właśnie rodząc dziecko, będąc Rodzicem (bo Ojców to się pewnie też tyczy) to spojrzenie nie powinno się zmieniać?? Być ponad resztę? :)

      Usuń
    2. Hmmm... tak sobie teraz pomyślałam, że chyba najbardziej chodzi o to, cy wierzymy, że można wybrać swoją własną drogę i mieć takie życie jak się chce, nawet jeśli zupełnie inne niż rodziców.

      Wiem po sobie, jak trudno było mi na początku uwierzyć, że w ogóle mogę coś na stałe zmienić w swoim zachowaniu, sposobie patrzenia na różne sprawy... że jeśli chcę to mogę i dzięki temu poczuję się fajniej, swobodniej.

      I mimo wielu doświadczeń zdających się to potwierdzać, po 'potknięciu' się o pewien problem ostatnio, jakże się ucieszyłam, odkrywając, że owszem, mogę coś zmienić.

      Myślę, że ze zmianą spojrzenia jest podobnie: jedni nie widzą, że postępowanie jak rodzice im szkodzi, inni widzą, ale nie wierzą, że mogą coś zmienić a inni widzą i zmieniają, dając swoim dzieciom coś innego niż sami dostali...

      Znasz opowiadanie o przyrządzaniu pieczeni z pokolenia na pokolenie z tego samego przepisu? ;)

      Usuń
    3. Nie znam opowiadania o pieczeni... rozumiem, że coś tracę, hm? :)

      Usuń
    4. Tak:)

      Zacytuję:

      Córka pyta matkę, dlaczego zawsze obcina końcówkę pieczeni.
      Matka: - Bo tak trzeba.
      Przez pewien czas ta odpowiedź wystarczała. Po czym córka znów pyta
      matkę: - Dlaczego zawsze obcinasz końcówkę pieczeni?
      Matka: - Bo tak trzeba.
      - Ale dlaczego trzeba?
      - Bo tak należy.
      - Dlaczego należy?
      - Bo tak jest dobrze i pieczeń wtedy jest lepsza.
      - Ale dlaczego pieczeń jest lepsza?
      - Bo tak zawsze robiła moja matka.

      Dziewczynka idzie do babci i pyta o to samo.
      Babcia: - Bo tak robiła moja matka.
      Jako, że prababcia jeszcze żyje, dziewczynka jej też zadaje to
      pytanie.
      Prababcia: - Bo miałam za małą brytfankę.


      To opowiadanie mi uświadomiło kiedyś jak wiele robimy "bo tak trzeba" nawet się nad tym nie zastanawiając ;)

      Usuń
  25. Każdy jest tylko człowiekiem. Rodzice też. Z całą gamą swoich wad.
    Jednak dla mnie zawsze będą nr 1. Zawsze najważniejsi :)

    OdpowiedzUsuń
  26. najpierw odpowiem jesli chodzi o mezczyzne i sprzatanie....ze swieca szukac chyba takiego,po ktorym kobieta nie idzie i nie poprawia ahahah (chociaz nie wiem,czy to jest wlasciwie smieszne).....
    a teraz Twoj post,jesli chodzi o przyjazn matki i corki,nie wiem,gdzie jest granica,mysle,ze jest bardzo cienka,mozna sie latwo zranic,bo przyjaciolka nie powinna nakazywac,tylko doradzac,a matka jednak czasem musi nakazywac.Tak mi sie wydaje....czyli tzw. zelazna dlon,ktora jak trzeba poglaszcze,utuli,jest ciepla,delikatna,a innym razem jest -no wlasnie zelazna.....Moja mama jest wspaniala,ale....hmmm,szukajac we mnie przyjaciolki,nieswiadomie obarczala mnie problemami,ktore niekoniecznie w owym czasie(moj nastoletni wiek) byly mi potrzebne.Ciezki temat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jeden z większych problemów tej trudnej przyjaźnie między Rodzicem i Dzieckiem... musi się nawiązać w odpowiednim momencie i mieć granice...
      I to chyba taki standard... dzieci obciążane problemami rodziców... Przykre... bo to tak, jakby zgodzić się z faktem, że kiedy staje się Rodzicem traci się przyjaciół... bo traci się czas...

      Usuń
  27. piekna fotografia :)zgadzam się z Jagodą :) Każdy jest człowiekiem, popełnia błędy, naprawia je i uczy się na nich... mimo, że rodzice nieraz nie pokazują nam tego, że popełnili jakiś błąd ;)Rodzice są najważniejszymi ludźmi w naszym życiu :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Zgadzam się z Emocją: czasami rodzice niepotrzebnie obarczają swoimi problemami dzieci, które nie powinny wiedzieć o tylu rzeczach... Powinny istnieć granice. Aby nie wchodzić z "butami" w czyjeś życie. Baaaa, czasami nie kończy się na etapie tzw szkolnym, może to trwać i całe życie.... Ważne, by do tego nie dopuścić i umieć sobie z tym poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  29. Rodzic to Człowiek, ale i też ze względu na ilość wykonywanej "pracy przy dzieciach".
    Co do partnerstwa to myślę, że tak ale stopniowo - dziecko dojrzewa powoli do pewnych rzeczywistości i raczej niekorzystne dla obu stron jest topienie w za głębokiej wodzie.
    A żeby było ciekawiej, to wszystkie te trudy widać dopiero później - że to miało sens i jest jedną z ważniejszych rzeczy w życiu.
    Tak przynajmniej obserwuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm.. chyba nie rozumiem :) Rodzic to Człowiek ze względu na ilość wykonywanej pracy??? A nie tak po prostu? :)

      Usuń
    2. Uciekło mi jedno słowo - miało być, że rodzic przez swoją pracę przy dzieciach to oprócz tego że Człowiek to jeszcze Nadczłowiek. :)

      Usuń
  30. Co ja chciałam... a tak! Z moją mamą relacje są trudne, ale wynika to pewnie z tego, że jest wymagającą osobą. Jednak to pierwsza osoba do której dzwonię jak coś się dzieje. Na nią zawsze mogę liczyć i na tatę również. Tak samo w drugą stronę i to jest chyba normalne. Wychowałam moje dzieci podobnie. Dzieci nam ufają i wiedzą, że każdej porze dnia i nocy popędzę do nich na koniec świata. Moja córka leży na kanapie, ja leżę na drugiej i rozmawiamy... o wszystkim, na co mamy ochotę, a na co nie. Już nie staję przed moją mamą na baczność, moja córka nigdy nie stawała... ale dzięki temu mamy pewną łatwość w komunikowaniu się. Mój mąż uwielbia moją mamę, mężczyzna mojej córki uwielbia mnie - jesteśmy chyba takim synonimem wyrozumiałości. Chociaż wszystkie trzy potrafimy tupnąć nogą. Tak jakoś, chociaż to nie to samo, co napisałam wcześniej zanim padło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że się powtórzyłaś :) mogę zazdrościć Ci wypracowania takich kontaktów z dziećmi :) Szczęściarze z Was :) z obu stron :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...