Ruda poszła do pracy jak co dnia. Jak co dnia, prócz weekendu, oczywiście. Dzień ten nie miał się specjalnie czym wyróżnić. Ruda nie planowała niczego specjalnego. Choć wiadomo wszem i wobec, że "coś specjalnego" to bardzo subiektywne określenie. Dla Rudej specjalne cosie były czymś dla reszty ludzkości {albo przynajmniej dla dużej jej części} niczym specjalnym. Bo kto by się zachwycał drożdżówką? Ot taką zwykłą z serem. No właśnie. Zwykłą dla reszty ludzkości {albo przynajmniej dla dużej jej części}. Dla Rudej nie była to jednak zwykła drożdżówka. Kupiona w specjalnej cukierni, przez Pamiętającą Koleżankę. Jedzona od razu z rana, niezdrowo przed śniadaniem, była mięciutka niczym poduszka dla konającego ze zmęczenia. Pachnąca niczym kromka chleba dla kogoś, kto nie jadł cały dzień. Z serem tak delikatnym, że Ruda oczami wyobraźni widziała jak ser był mielony kilka razy... {albo kupowany gotowy "do szybkiego pieczenia" w markecie, ale to przychodziło jej do głowy już po}. Sera było rozkosznie dużo, przez co trzeba było drożdżówkę trzymać dwoma rękami... Gdyby tego było mało {a już wiemy, że mało nie było} ser przykryty był kołderką posypki, rozrzuconej niby od niechcenia, ale Ruda tymi samymi oczami co widziała mielony ser, widziała panią w siateczce na włosach, białym pachnącym fartuchu pieczołowicie układającą posypkę. Pani wkładała w tę czynność całe serce! Serce wyobrażone przez Rudą. Ta sama pani na kołderkę narzucała jeszcze kocyk w postaci lukru. Esów floresów, które powodowały, że drożdżówkę jadło się jak pączka i nie sposób było nie oblizywać palców!
Zwykła dla większości Ludzkości drożdżówka. Dla Rudej była czymś specjalnym.
Ale dziś Ruda nie planowała niczego specjalnego. Przynajmniej nie w pracy. Planowała popracować troszkę, odbyć kilka przyjemnych rozmów o intrygująco smacznym jedzeniu, powiedzieć kilka miłych słów potrzebującym i oczywiście wypić kawę. Kawę oczywiście niezwykłą. Niezwykłą, bo Rudej, ale o tym kiedy indziej.
Zasiadła więc Ruda przy biureczku swoim, komputer włączyła, poczekała spokojnie aż ten będzie gotowy do współpracy, w miedzy czasie przygotowała inne pomoce i sprzęty, po czym zabrała się do pracy. Szło jej łatwo, lekko i przyjemnie aż do momentu kiedy poczuła ten zapach. Gdyby miała go opisać, czego oczywiście nie omieszkała zrobić ku uciesze Kolegów i Koleżanek, opisałaby go jako przyjemny, ale dość intensywnym. Intensywna była też niewiedza. Nie wiadomo było bowiem skąd tenże zapach się wziął. Pachniało biurko Rudej. Dziwne - pomyślała - przecież sprzątaczki zwykle tutaj nie sprzątają. Wiedziała to z doświadczenia. W biurze Rudej do niepisanych obowiązków pracowniczych należało wycieranie kurzu z biurek i okołbiurkowych terenów. Każdy we własnym zakresie oczywiście. I każdy dla własnego dobra...
Rozejrzała się ukradkiem, pochyliła się nad płaszczyzną mebla biurowego, wąchnęła. Kilka razy, rytmicznie, w kilku miejscach. Nic. Być może rozlał się gdzieś środek do czyszczenia mebli - analizowała.
Próbowała bagatelizować sprawę. Zgrabnie i z pewnym przekonaniem przerzucała papiery. Pisała ze skupioną miną, uśmiechała się do żartującego Kolegi, popijała herbatkę. Ale gdzieś tam, w zakamarkach jej umysłu pozostawał niezidentyfikowany zapach.
W końcu nie wytrzymała i udała się na rekonesans. Ruszyła do innych biurek. Czy to tylko moje tak pachnie? - zastanawiała się. Zagadnęła od niechcenia kilka osób i do rozmowy sprytnie wplatała wątek "jej" zapachu. Wplatała i wąchała. Szybkie niuchnięcie czyjegoś biurka nie powinno nikogo oburzyć - myślała. Za radosną zgodą właścicieli najbliższych sąsiadujących biurek Ruda obwąchała co było do obwąchania i z rezygnacją stwierdziła, iż nie czuje nic. Trudno - przyszło jej do głowy - pozostanie tajemnicą zapach a la Pronto. Lepiej może pomyśleć, że sprzątaczka jednak się pomyliła i akurat powycierała biurka... a moje najbardziej... tak... to dobry tok myślenia - uznała i wróciła do porzuconych papierów.
Szesnasta wybiła niespodziewanie szybko. Ruda spakowała się z gracją. Komputer, torebka, kurtka, czapka i już jej nie ma! Paaaa, do jutraaaa - pożegnała się z biurem i pomknęła na pociąg zwany pożądaniem. Porządnie bowiem pożądała wrócić do domu i zjeść dobry obiadek, napić się winka i odpocząć.
Droga minęła jej bardzo sprawnie. Punktualnie o siedemnastej weszła do domu, rozpłaszczyła się, ruszyła do łazienki umyć rączki i bach! Znowu! Znowu to poczuła! Zapach jej biurka. Ale jakto? Biurko zostało w biurze, to pewne - pomyślała, aczkolwiek energicznie i z zaskoczenia obróciła się za siebie. Nic. Tylko zapach. Spojrzała w lustro. Twarz nie wyrażała żadnego stopnia szaleństwa ani zidiocenia. Wyrażała zdziwienie i determinację. Lustro zlustrowane, czas na resztę wyposażenia łazienki. Szafka. Pralka... dezodorant. Dezodorant! Jej nowy dezodorant! Jej nowy, pierwszy raz użyty dezodorant! Mam! - ucieszyła się. Wytrenowanym już ruchem "niby swędzi mnie nos" powąchała pachy i już wiedziała swoje. Mój nowy dezodorant pachnie Pronto! - powiedziała bezwiednie na głos. Do lustra i swojego zaskoczonego odbicia. No to pięknie... Dove Grapefruit & lemongrass scent... świeżość moja i moich mebli... dwa w jednym, jakby na to nie patrzeć, korzyść - podniosła oczy ku niebiosom.
***
I że się polubicie!
Mała Mi
Kochani ;) poznaliście właśnie moje alter ego :) Ruda będzie tutaj czasem gościć. Będą jej się przytrafiać różne rzeczy. Takie, o których marzę, ale mi się nie przydarzyły, takie które mi się przydarzyły, ale wolałabym o nich zapomnieć, choć były zabawne... i inne różne różniste :)
Mam nadzieję, że Wam się spodobała ;) I że się polubicie!
Mała Mi
Niezla aparatka z tej Rudej! :-D czekam na dalsze losy..
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na ten swiezutki roczek Usmiechnieta MalaMi!
ja już lubię :)
OdpowiedzUsuńspodobała mi się. i polubiłam :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobała ta Ruda! I już czekam na inne jej przygody :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten film!
OdpowiedzUsuńMi, czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały z życia Rudej.
OdpowiedzUsuńJuż ją lubię! Postanowiłam prawie tak samo powtórzyć za Lexie, bo to pierwsze słowa, które mi przyszły do głowy. Nawiasem mówiąc, moja córka twierdzi, że napój cytrynowy(?) - już nie pamiętam jakiej firmy - pachnie jak płyn do naczyń.
OdpowiedzUsuń:) mnie Tymbark jabłkowo-miętowy pachnie Ludwikiem... ;D
Usuńhehehe , swietny tekst, proszę częściej!!!!!:))))
OdpowiedzUsuńOczywiscie ze tak! Jusz sie ciesze na nastepne przygody tej spanialej kobiety. <3
OdpowiedzUsuńA moze nawet po angielsku w przyszlosci? :-)
uwielbiam :D:D:D:D
OdpowiedzUsuńŚwietne! :) Czekam na kolejne.
OdpowiedzUsuńTeż czekam na następną przygodę Rudej :D
OdpowiedzUsuńKocham film Zapach kobiety, a ta scena jest po prostu obłędna, aż mi muzyka zagrała w głowie
:) ale się cieszę! Dziękuję za motywację i miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńPolubimy się bardzo z Rudą:) Wszystkiego dobrego Mała Mi w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się :)
Usuń