niedziela, 14 lutego 2010

Tchórz w moich wnętrznościach

Nastała cisza. Upragniona. Wytęskniona... tak mało spotykana. Takie chwile szczególnie się docenia... szczególnie kiedy nieprzyzwyczajone ucho musiało przez parę godzin przebywać w towarzystwie dzieci. Nigdy nie rodziłam, ale kiedyś słyszałam o jakiś wyprawkach w szpitalach. I dziś tak sobie pomyślałam, że powinni dokładać do tychże wyprawek aspirynę. Lub inne leki, które ból głowy zwalczają. I migrenę. I nerwowość. I rozdrażnienie. I mordercze instynkty. Cała apteczka by się nazbierała... Dokładają? Jeśli nie, to powinni zacząć. A nie dziwić się, że niż mamy.

Żeby było jasne : ) przeciwniczką dzieci nie jestem. Jednak pragnienie macierzyństwa jeszcze się we mnie nie odezwało. Chyba tkwi gdzieś głęboko... bardzo głęboko.... gdzieś w otchłaniach mojego jestestwa. Między wątrobą a.... czymś co jest obok wątroby : )

Poza tym uważam, że zdecydować się na wydanie na świat człowieka, to objaw szczególnej odwagi (mam tutaj na myśli świadome decyzje...).
Pominę przyziemne sprawy takie jak bóle porodu. Jednak później następuje cała seria superpoważnych spraw! Może gdybym nie wiedziała o tym wszystkim nie czułabym się tym tak przygnieciona. Jestem tchórzem. Totalny, gigantycznym tchórzem.
Nie wyobrażam sobie w obecnym stanie mojej niewiedzy wydać na świat człowieka. Czego mogłabym nauczyć? Coś tam o tym świecie wiem... ale jak sobie myślę o tych miliardach pytań, które pewnego dnia mogą na mnie spaść niczym bomby podczas nalotu wrogich wojsk... to mam ochotę wskoczyć w okopy, kołdrą się przykryć książkę wziąć do rąk i nie ruszać się do końca moich dni. Bo przecież Internetu zawsze pod ręką nie będzie!!!!

Moja głowa jest za mała na wiedzę, którą kiedyś przekazać musi.
Moje ręce zbyt słabe do ciągłego noszenia.
Moje konto pełne pieniędzy rozplanowanych już na różne inne cele.
Moje wymagania za wysokie.
Mój egoizm zbyt szeroko rozwinięty.
Moje ciało zbyt lubiące siebie.
Mój czas i tak już maksymalnie rozciągnięty...

Przynajmniej na razie :)


Obrazek znaleziony w Sieci :)

19 komentarzy:

  1. hm.
    to na pewno trudna decyzja, choć znam parę udanych związków, które nie podejmowało decyzji :-)) ona się sama podjęła... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ps. ,,nie podejmowały" miało być!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czuję podobnie. Cholernie się boję mieć dzieci. Nie wiem nawet czy to egoizm że nie chcę czy egoizmem byłoby je mieć przy mojej niewiedzy i nieprzygotowaniu na taki cud.
    Na razie dobrze mi się żyję bez dziecka i może instynkt gdzieś już się tam tli ale strach chyba jednak większy.
    Jak pomyślę o siwych włosach mojej mamy których się prze ze mnie często nabawiła, to jednak ja tak silna i odważna jeszcze nie jestem.
    Jak się zdecydujesz to daj znać. Może i mnie będzie raźniej... ;))))

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba przychodzi samo. Czasami wcześniej, czasami później. Do mnie przyszło baaaaardzo późno. Ale nie żałuję;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak będzie miało przyjść... To przyjdzie i tak:-)
    I wbrew pozorom, taki niemowlak choć wywraca świat do góry nogami - wycisza...:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. ...dziewczyny!!...bo zaraz,ani się obejrzycie, się okaże ,że już za późno.....a wtedy nie jest fajnie......wiem co mówię....

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pełna strachu jak Cała Ja, a zegar tyka coraz głośniej. Wolałabym, żeby ta decyzja sama się podjęła, jak napisała Emma.

    OdpowiedzUsuń
  8. ...MM.....trochę dziwnie wyglada tytuł...:)...

    OdpowiedzUsuń
  9. że tak powiem, strach ma wielkie oczy, chociaż, czasem lepiej jak życie za nas decyduje... buziol

    OdpowiedzUsuń
  10. Emmo... wiem, że czasem tak bywa :) i czasem to najlepsze wyjście :) ale jakoś chyba wolałabym sama decydować o moim i czyimś życiu :) choć nie twierdzę, że jak wpadka to zły związek, broń Boże!

    Cała JA :) uśmiałam się :) z tą decyzją i raźnością :P dan znać :) a widzę, że czujemy podobnie...

    Nivejko :) wydaje mi się,że to tak właśnie jest... nic na siłę :) prawda?

    Ido :) zaciekawiła mnie teoria o wywróceniu świata (to wiedziałam :P) i zarazem o wyciszeniu! Czy to możliwe??? :)

    Maju... właśnie to jest straszne... że nie ma się niby czasu... przeraża mnie ten nacisk...
    A tytuł? :) dlaczego dziwnie? :)

    malinconio :) no właśnie stąd napisałam, że czasem tak jest lepiej... :) ale cóż, poczekamy, zobaczymy :) życie pokaże!

    OdpowiedzUsuń
  11. Margo :) czy to Ty? Ta Margo od wierszy i listów? :) cóż to za zmiana??? :)
    A strach.. owszem... wielkie oczy ma... :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale jak w razie czego dojdzie już do....to macierzyństwo będzie świadome jak diabli.;)nawet bez neta:):):)Ale w zupełności się z Tobą zgadzam-lepiej się wstrzymać, jesli czujesz ze pora nie ta:)
    Co ,do cholery,jest obok wątroby???:):):)

    OdpowiedzUsuń
  13. Perspektywa się zmienia. Tak samo jak miłość do dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  14. no bo chyba powinno być "tchórz"??? a jest "Tchuch"....:)...

    OdpowiedzUsuń
  15. Droga MI, kiedy już zmęczy cię praca zawodowa i zapragniesz odmiany...zobaczysz sama... zamiast klikać nerwowo wszystko na wczoraj(!)... siądziesz sobie nad kołyską... popatrzysz jak maluch śpi... i jak cudnie pachnie... i nawet miksowanie zupek sprawiać będzie ci przyjemność... zakwitniesz:-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dokładnie tak. Mam lat ...sporo i małe dzieci. Widocznie później do tego dorosłam;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj,
    Tak sobie wpadłam na Twojego bloga, bo gdzieś tam u kogoś odnośnik znalazłam, a tu takie poważne przemyślenia. Jak się okazuje, rychło w czas Cię odwiedzam.

    Sama do niedawna myślałam podobnie. Że świat jest za głupi i za zły, by rzucać w niego istotkę, którą jako mama powinnam chronić przed tym właśnie złem i nienawiścią. Że nigdy nie będę tak wspaniałą matką, jaką jest moja własna Mama, potem znów, że dzieciaki coraz głupsze są teraz, że coraz mniej im się chce, coraz więcej dostają, nie starając się o to, nie czytają - i po co mi dziecko, skoro pogardzam dziećmi, z którymi się stykam w pracy?

    Ale mi przeszło. Może "przeszło" to złe określenie; zmieniłam zdanie, nabrałam odwagi, pozbyłam się rezygnacji. Tyle przecież zależy od rodziców... Przedwczoraj z moim Światełkiem podjęliśmy decyzję, że będziemy mieć dziecko, że za pół roku się postaramy, że będzie żyło otoczone książkami i naszymi własnymi zainteresowaniami, że chcemy je inspirować, pokazywać mu piękno (mój facet jest fotografem) i nie chronić przed światem - ale uczyć, jak sobie radzić. I liczymy, że nam się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dla mnie też instynkt macierzyński to czarna magia i posiadanie własnego dziecięcia napawa mnie przerażeniem.

    I długo powtarzałam, że nigdy nigdy nie będę mieć dzieci. Kiedyś trafiłam na jakies forum osób, które buntują się przeciwko kulturze zakładania rodzin i rodzenia dzieci. Jak tak poczytałam ich argumenty, to zmiękłam trochę, bo wyłaniał się z nich obraz bardzo egoistyczny - ci ludzie byli tak narcystycznie zapatrzeni w siebie i we własne potrzeby, że az mnie odrzuciło. No i w rezultacie nadal jestem "anty" ale juz mniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. tamirianie :) tu się zgodzę, kiedykolwiek ono nastąpi, to już po fakcie będzie bardzo świadome :P a obok wątroby leży np. trzustka :)

    Piotrze :) liczę na tę zmianę perspektywy :) kiedyś...

    Maju :) masz rację! Ale ślepa jestem :P dziękuję Ci i poprawię :)

    Ido :) rozumiem... brzmi to całkiem miło i teraz rozumiem co miałaś na myśli... :) dziękuję :)

    Nivejko... :) może mnie się też opóźniło dorośnięcie do tego :)

    Poppy :) gratuluję odwagi :) i życzę powodzenia :) mam nadzieję, że Wam się uda :) i że ja kiedyś też się odważę... kiedyś :)

    Didżejko :) wiem, że sa tacy ludzie. Bo jednak wytowrzył się pewien stereotyp. Trzeba mieć dziecko. I naciski na to mnie denerwują. Ale cóż... czas pokaże :)
    Czy strach i mój osobisty egoizm wygrają z instynktem :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...